- Te zdjęcia są obrzydliwe! To skandal, żeby wisiały przy kościele. Dlaczego znów się pojawiły i straszą? - dało się słyszeć głosy. Zwolennicy również nie próżnowali. - Jeżeli komuś wystawa się nie podoba, to niech nie przychodzi na teren kościoła. Przecież nikt do tego nie zmusza - wołali.
Protest przeciwko brutalności
Przypomnijmy, że w poniedziałek plakaty zdjął i zaniósł na najbliższy komisariat Maksymilian Materna, kielecki przedsiębiorca, właściciel restauracji Bohomas Lab. Twierdził, że nawołują one do nienawiści i nie powinny być wystawione na widok publiczny. Dzień później wystawa jednak wróciła na swoje miejsce. - Postanowiłem zorganizować spotkanie osób, które chcą oficjalnie złożyć skargę w tej sprawie do proboszcza parafii. Mam świadomość, że ze względu na miejsce wystawy, temat jest niezwykle delikatny. Mówimy tu o konflikcie nie tylko poglądowym, ale i obyczajowym, ponieważ teren należy do kościoła katolickiego. Wciąż jednak uważam, że postąpiłem właściwie zdejmując te drastyczne banery - wyjaśnia Maksymilian Materna i dodaje, że zawiadomił policję o możliwości popełnienia przestępstwa. - Obecnie są prowadzone czynności sprawdzające. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Niestety, wygląda na to, że z drugą stroną nie jestem w stanie inaczej się dogadać.
Mariusz Dzierżawski z warszawskiej Fundacji Pro - prawo do życia, która jest właścicielem wystawy nie kryje oburzenia. - Po raz pierwszy w Polsce zdarzyło się coś takiego. Maksymilian Materna nie miał prawa do zdjęcia plakatów. Poza tym, jak dotąd nie zdarzyło się, by wandal sam na siebie doniósł - informuje i dodaje, że o proteście nic nie wiedział. - Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Uważam, że ten pan chce po prostu w jakiś sposób zaistnieć. Prawo stoi po naszej stronie - mówi.
Trzy zawiadomienia w jednej sprawie
Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana niż się wydaje. Niewykluczone, że sam Maksymilian Materna popełnił wykroczenie. Przedstawiciele Fundacji Pro - prawo do życia, zgłosili nielegalne usunięcie plakatów i uszkodzenie zapinek mocujących. Z policją skontaktował się również proboszcz parafii. - Zgłosił zawiadomienie o możliwości popełnienia kradzieży. Prowadzimy również czynności wyjaśniające, które dotyczą zgłoszenia ze strony organizatora wystawy. Podsumowując - oficjalnie złożone zostały trzy zawiadomienia w sprawie wystawy - informuje starszy sierżant Karol Macek, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kielcach.
Maksymilian Materna uważa, że do żadnej kradzieży nie doszło. - Przecież sam osobiście zaniosłem te plakaty na policję. Nie miałem w tym żadnej korzyści, więc uważam, że to poprostu odwracanie uwagi od treści wystawy - mówi. Sprawę dotyczącą uszkodzenia zapinek, kielczanin uznał za kiepski żart. - Musiałem je przeciąć, żeby móc w ogóle zdjąć baner. Jeżeli organizator będzie postulował, to oczywiście mogę mu oddać paczkę takich zapinek. Ile to kosztuje? 2 grosze za sztukę? - podkreśla.
Plakaty wciąż wiszą, a ludzie sami przyznają, że trudno obok nich przejść obojętnie. - Myślę, że warto uświadamiać, że aborcja jest czymś złym, ale chyba nie w takiej formie. Jest to okropne i nieprzyjemnie się na to patrzy. Pewnie uważa tak każdy, tylko nie mówi tego na głos - podkreślała jedna z parafianek. Podobnie zareagowało młode małżeństwo z dwójką dzieci. - Wybieraliśmy się na mszę do kościoła, ale jednak tam nie wejdziemy, bo te banery są po prostu obrzydliwe. Boimy się, że dzieci mogą się przestraszyć i mieć później koszmary - wyjaśnili.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?