Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Unia Leszno. Dworakowski: "Chcielibyśmy skończyć na minimalnym minusie" [FILM] cz.2

Andrzej Bartkowiak
Zachęcamy do przeczytania i obejrzenia drugiej części wywiadu z Józefem Dworakowskim, prezesem KS Unia Leszno, jednocześnie szefem firmy Agromix Rojęczyn. W tej części nie tylko o sporcie, ale o kondycji gospodarczej. Pojawia się też wątek polityczny.

Przed miesiącem prezes Rusiecki mówił o 20-procentowym budżecie. Minęło jednak już trochę czasu,. Czy teraz jest lepiej?

Wygląda to rozsądnie, bo wiemy już, jakie kwoty zaproponowaliśmy zawodnikom i zrobimy wszystko, żeby skończyć sezon 2020 tylko na minimalnym minusie. Z drugiej strony i powiedziałem to głośno, że nie wierze, iż te osiem klubów po najbliższym sezonie będzie miało pozytywny bilans, bo fizycznie jest to niemożliwe, chyba, że ktoś coś zrobi nieprawidłowo... Na naszym przykładzie powiem, że na papierze nadal ten budżet się nie spina, pomimo że mamy już zapewnienia z tych firm, które były z nami, że nas nie opuszczą. Nie można zapominać jednak o tym, że około 40 procent naszego budżetu to była trybuna i „skyboksy”, które powstały na wieży, bo było ich dużo. Generalnie jest jednak tak, że jak nie będzie kibica, nie będzie pieniędzy.

Jak zasypać tę 40-procentową dziurę , która powstała w budżecie Unii?

Wiemy, że zawodnicy „odpuścili”, ale jest też inna ważna rzecz. Cała obsługa stadionu, która jest w Lesznie i która będzie pracować w 2020 roku, zrzekła się swoich należności. To może nie są duże pieniądze, ale tam 150 złotych, tu 200 złotych, a tych meczów trochę jest, więc robi się jakaś suma.

Temat sponsorów. Zostają, odchodzą?

Jedna, druga, czy trzecia firma odeszły. To było nieuniknione. Rozumiemy to jednak, bo wiemy, jakie to były branże. Inni zadeklarowali mniej, ale 80 procent firm deklaruje pomoc taką, jaka była w poprzednich latach, a jak ktoś nam 10-20 procent da mniej, to my nadal będziemy mu dziękować i nikogo nie będziemy skreślać.

Co ze wsparciem miasta?

Trudno mi na tę chwilę powiedzieć. Wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja. Tych pieniędzy nie ma i tych pieniędzy w tym roku zawsze będzie brakować, obojętnie o czym będziemy rozmawiać. Jednak wszyscy razem, czy to jest kibic, sponsor, czy samorząd będzie musiał jeden drugiemu pomóc.

14 czerwca mecz inauguracyjny w Gorzowie. Co prezes będzie wtedy robił?

Trzeba będzie siedzieć w domu. Żadna osoba z zewnątrz nie jest wtedy potrzebna, jeśli to wszystko ma zafunkcjonować. Nie róbmy tym organizatorom zmartwień, bo przyjedzie Dworakowski, czy ktoś inny i trzeba się nim zająć zająć. Tam pojedzie drużyna i Piotr Baron. Nie róbmy niepotrzebnych zmartwień.

Pilot, chipsy i ewentualnie małe piwko i oglądamy.

W moim przypadku akurat to nie piwo, bo są lepsze rzeczy niż złoty napój. Piwo to jest dużo cukru, a nasza branża gorzelniana też dostała rykoszetem, więc trzeba ją wspierać.

19 czerwca będzie pierwszy mecz na Smoczyku z Wrocławiem, ale w tym przypadku lepiej chyba być gościem, jeśli chodzi o stronę gospodarczą.

Można i taką tezę przyjąć, ale tak naprawdę liczył się będzie wynik sportowy po ostatnim meczu i bilans, z jakim ten rok zakończymy, a on może być różny. Najważniejszy jest wynik, bo Klub Sportowy Unia Leszno w kolejnych sezonach też będzie istniał. Trzeba patrzeć te minimum 18 miesięcy do przodu. Tak zawsze robiłem i lepiej czy gorzej, ale się sprawdzało. Nasi zawodnicy wiedzą, o co pojadą. My będziemy przygotowani i zrobimy wszystko, by w tym ciężkim czasie nie zawieść kibica, nie zawieść sponsora, bo reklamę telewizyjną można też dobrze sprzedać. Tu zależy wiele od tego pana, który będzie siedział w wozie transmisyjnym, ale ułożymy te reklamy w ten sposób, żeby to było w całym kraju ładnie widoczne.

Unia przeżyje ten sezon?

Na 100 procent.

A Speedway Ekstraliga nie splajtuje?

Mnie to nie interesuje...

Czy żużel przetrwa?

Ekstraliga na pewno tak, jeśli dochowamy tych wszystkich ograniczeń. Cała reszta? Nie wiem czy w tym kształcie. Trudno mi powiedzieć, bo sport wyczynowy kosztuje dzisiaj kosmiczne pieniądze. Nie wiem czy wszystkie te eventy, które robi Speedway Ekstraliga i PZMot są ubezpieczone, bo na Zachodzie wszystko się w ten sposób ubezpiecza. Na pewno wiemy, że telewizja się z kontraktu wywiąże. Mamy jednak też sponsora tytularnego, który jest dużą spółką. Wystarczy, że pan premier powie „zabierz im tam 2-5 milionów” i jest po wszystkim. Nie decyduje o tym ani Speedway Ekstraliga, ani prezes PZMot. W tym przypadku decyduje polityka...

Co z Grand Prix. W ogóle się odbędzie?

Może jakiś jeden turniej? Wiemy, że do końca sierpnia jest zakaz organizowania imprez masowych. Organizujemy imprezy na stadionie, organizujemy też targi rolnicze i jak ja wiem, że nie można tych rzeczy robić, to tego nie zrobimy. W przypadku Grand Prix dochodzi jeszcze fakt, że niektóre z tych imprez są pod dachem, więc tu jest jeszcze inna organizacja. Nie wierzę więc, że cokolwiek do końca sierpnia się odbędzie. Bynajmniej w naszym kraju.

Nie żałuje pan tych pieniędzy na sponsorowanie sportu żużlowego?

Absolutnie nie. Wiem, że przyniosło to wielu ludziom dużo przyjemności. Wiem też, jak ciężko wychodziliśmy z tych różnych zmartwień, szczególnie w 2003 i 2004 rok. Coś trzeba robić. Jak byśmy patrzyli tylko pod względem materialnym, to sprzedawałbym maszyny, robił wystawy, które są rentowne, a potem za 3-5 lat to, co zarobiłem, należałoby zebrać i wyjechać do jakiegoś Mozambiku, gdzie życie jest tanie i tam sobie leżeć i żyć. No i klimat tam jest inny...Wszystko, co zrobiliśmy tutaj w Lesznie przez ostatnie 16 lat, a może i wcześniej, bo też się pomagało, to ja tego absolutnie nie żałuję.

Czy kiedyś powie Pan „basta”?

Według prawa, jako 63-letni człowiek, to jeszcze 1,5 roku czy 2 lata muszę pracować, by państwo coś mi dało, jeśli da... O klub się nie martwię, bo mamy młodych energicznych ludzi. Prezes Rusiecki jest osobą młodą, energiczną i nie można zapominać, że dużym przedsiębiorcą, który kto wie, czy nie wkłada więcej serca jak ja, bo mamy też różne zadania w klubie. On jest bliżej drużyny, z kolei ja bardziej pomagam organizacyjnie. Mamy więcej takich młodych ludzi 30-40-letnich. Najstarszym jestem ja i trener Roman Jankowski.

Zobaczymy jeszcze w tym roku kibiców na trybunach, choćby w tych najważniejszych spotkaniach?

Ja w to nie wierzę, bo jeśli dzisiaj mamy takie obostrzenia i wykonaliśmy tyle pracy związanej ze sprawami sanitarnymi i przygotowaniami do tego sezonu, to nie marnujmy tych kilku miesięcy. Niech zostanie tak jak jest. Musimy sobie z tym poradzić. Rozmawialiśmy dzisiaj o tym i trzeba zrobić wszystko, by z impetem rozpocząć potem przygotowania do przyszłego sezonu.

Jak Pan znosi czasy pandemii zawodowo i prywatnie?

Bardzo dobrze. Firma, klub i inne instytucje, w których działam, pracują pełną parą. Przez te 60 dni w Rojęczynie nie stanęliśmy ani na chwilę. W rolnictwie i na wsi nie widać tego koronawirusa, tak jak media to przedstawiają. Tu trzeba rano wstać, nakarmić zwierzęta i tak naprawdę o COVID-19 nikt tu nie myśli.

Co prezesowi najbardziej doskwiera w tym trudnym czasie?

Najbardziej, to brak prostych rozwiązań, które powinny dzisiaj płynąć z naszej centrali, czy to rolniczej czy gospodarczej.

Jak wyglądają obecnie Pana interesy. Czy bardzo ucierpiały?

Na dzisiaj nie mamy takich zmartwień, bo wszystko, co my tu robimy - sprzedaż maszyn i części zamiennych - realizujemy, choć wstecznie, bo są to kontrakty z grudnia, stycznia, lutego, ale tylko dlatego, że tak działamy. Może jesienią nam trochę będzie ta sytuacja doskwierać. Koronawirus nie jest naszym zmartwieniem. Jest nim za to woda, a raczej jej brak.

Kieruje pan też Polską Izbą Gospodarczą Producentów Maszyn i Urządzeń Rolniczych. Jakie tam są nastroje. Czy w związku z koronawirusem macie jakieś problemy?

Członków Izby podzieliłby na trzy części. 1/3 członków to są producenci maszyn rolniczych, kolejni, to importerzy maszyn rolniczych, do których zalicza się też Agromix i wreszcie są sprzedawcy, czy dilerzy maszyn rolniczych. Jak wiadomo, wesoło dzisiaj nie jest. W firmach produkcyjnych zaangażowanie kapitału jest duże, żeby maszynę wyprodukować, a jest w nich dzisiaj też bardzo dużo elektroniki. Jak się wszyscy wcześniej „zatowarowali”, to w marcu się stało, co się stało. Na pewno spowodowało, to wyhamowanie. Drugą, jeśli nie najważniejszą rzeczą, która nas dotyka, to jest kurs dewiz. Skoczył o około 10 procent i to jest dzisiaj nasz największy problem. Trzecia sprawa, to susza, brak wody, bo ta aura, która jest już od 2-3 lat, naszej branży nie sprzyja. Też mi włosów z głowy ubywa, bo prawdopodobnie w tym roku nie odbędzie się żadna impreza targowa. Agro Show, to największa impreza tego typu w Europie na otwartym terenie. Robić tylko imprezę po to, że przyjedzie wystawca, a nie przyjedzie zwiedzający czyli rolnik, to nie ma sensu. Szkoda te firmy wystawowe narażać na kolejne koszty, gdy każdemu tych pieniędzy brakuje.

Jakoś ten rok musimy jednak przeżyć...

Dlatego każdy, poczynając od „góry”, po zwykłego pracownika musi coś od siebie dać i wtedy bez problemu przetrwamy. Przetrwaliśmy trudne lata 1989-90 czy 2009, choć szybko zapomnieliśmy o kryzysie finansowym. Jeżeli ryzyko będzie się rozkładało na trzech, to mamy po prostu tylko po 33 procent straty i powinno wszystko jako tako funkcjonować, a czy tak będzie – czas pokaże. Wierzę, że znajdziemy w 2020 roku rozsądne rozwiązania, zarówno jeśli chodzi o stadion, wystawy i moją firmę, aby w latach 2021, 2022 z jeszcze większym impetem pracowały i dawały ludziom zadowolenie.
Czy to jest już czas, kiedy należy luzować obostrzenia w kraju?

To najwyższy czas, w firmie Agromix wszyscy w miarę normalnie funkcjonujemy, a jest nas ponad stu ludzi. Owszem, nie ma nas tu wszystkich na miejscu, ale uważam, że to samo można zrobić w każdej innej firmie.

Jak długo według Pana będzie trwało nadrabianie strat w życiu gospodarczym i społecznym?

Średnio 18 miesięcy. Najgorsze były pierwsze 3-4 tygodnie, kiedy na wszystkich padł blady strach. Każdy z nas został w tym pierwszym okresie pandemii koronawirusa za mocno przestraszony. W głowie cały czas pojawiały się myśli, że musimy być ostrożni i na wszystko uważać. To pozostanie w nas jeszcze co najmniej przez pół roku.

A w życiu społecznym i w polityce?

Co do polityki, nigdy się do niej nie wtrącałem, bo z tego tytułu nie ma pieniędzy, a żyje się z mnożenia, a nie dzielenia. Niech każdy na swoim poziomie robi swoje. Wtedy nie będzie zmartwień, które nas dzisiaj dotykają.

Temat wyborów - mają być hybrydowe. Jak prezes będzie głosował: korespondencyjnie czy jednak bezpośrednio?

Wybory kojarzą się z lokalem wyborczym, więc jeśli te wybory dojdą do skutku, to w taki sposób spełnię swój obywatelski obowiązek. Reszta, to wymysły i to mnie nie interesuje.

Tu znajdziesz pierwszą część rozmowy z prezesem Józefem Dworakowskim

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na leszno.naszemiasto.pl Nasze Miasto