Pani Julia z piątką dzieci przebywa w Klasztorze na Karczówce w Kielcach. W Ukrainie zostawiła własną mamę
- Wszystkie pomieszczenia w Klasztorze są już w dużej mierze zajęte. Część osób będzie u nas jedynie kilka dni i wyruszy dalej do swojej rodziny i bliskich, inni zostaną dłużej. Próbujemy im organizować to wspólne życie – mówi ksiądz Jan Oleszko.
Ukraińcy, którzy trafili do Klasztoru są w różnym stanie – zarówno psychicznym, jak i fizycznym. - Niektórym musieliśmy zapewnić też pomoc medyczną. Ci ludzie przyjechali do nas z jedną małą walizeczką. Musieli opuścić domy w 20 minut, bo za chwilę miało się rozpocząć bombardowanie. To są tragiczne losy ludzi wygnanych z domu. I dotyczy to też innych nacji – przekazuje ksiądz wicerektor Klasztoru na Karczówce. - Do naszego Klasztoru trafiać też będą moi znajomi Białorusini, którzy uciekli przed reżimem. Wiem też, że są Rosjanie, którzy w Rosji nie chcą już mieszkać. Cały Wschód zmieni się demograficznie. Po wojnie zarówno Polska, jak i Rosja, Ukraina i Białoruś będą inne – dodaje.
Jedną z obecnych mieszkanek Klasztoru na Karczówce jest pani Julia i jej piątka dzieci. - Mój mąż pracuje w Polsce, ale na Ukrainie została moja mama, męża mama i nasze rodzeństwo. Mieliśmy chwilę, żeby tu przyjechać – opowiada pani Julia. - Chciałabym zostać w Polsce, bo tam nie będzie już do czego wracać – mówi ze smutkiem kobieta.
Zobaczcie galerię zdjęć - uchodźcy z Ukrainy na Karczówce
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?