Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Myślenice. Robert Makłowicz, koneser Beskidu Wyspowego, kliszczackich tradycji, sapki i haluszek

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Robert Makłowicz odwiedził także winnice w gminie Myślenice
Robert Makłowicz odwiedził także winnice w gminie Myślenice Fot. Agnieszka Makłowicz
To, że zna się na historii i na kuchni wiadomo było od dawna i wszystkim. Nie wszyscy wiedzieli, że jego miłością oprócz Krakowa i Chorwacji, są Myślenice i Beskid Wyspowy. Robert Makłowicz, bo o nim mowa, postanowił przybliżyć Polakom miejsca, z którymi czuje się nie tylko mocno związany, ale też które uważa za piękne i ciekawe.

FLESZ - Żywność drożeje szybciej niż przewidywano

To wyjątkowe miejsce. Pierwsza od Krakowa podgórska miejscowość. Góry tutaj może i nie są wysokie, ale piękne. Wszyscy jadą w Tatry, rozumiem pogoń za górami typu alpejskiego, ale przecież wystarczy przejechać 30 km na południe od Krakowa i człowiek znajduje się innym świecie. Pięknym i o fascynującej historii, bo to przecież pogranicze osadnictwa Lachów i Górali

– mówi Robert Makłowicz w rozmowie z nami.

Myślenice poznał jeszcze jako dziecko, dzięki temu, że jego rodzice w latach 60-tych ubiegłego wieku kupili tutaj dom letniskowy. Właśnie Zarabiu, gdzie dom stał, poświęcony jest drugi odcinek jego cyklu programów o Beskidzie Wyspowym, którzy można oglądać na jego kanale w serwisie You Tube.

Rodzina spędzała tu wakacje przedłużając czasem pobyt na kolejne miesiące, czego efektem było to, że Robert został nawet na jakiś czas zapisany do jednej z miejscowych szkół.

Myślenice z lat dzieciństwa

Podczas wakacji mnóstwo czasu spędzał nad Rabą i w niej. Jaz (górny, albo jak kto woli, stary) nazywa „najważniejszym jazem swojego życia”. Obok, jak wspomina, „szumiała zakopianka”, a niedaleko stąd mieściły się „koło”, „akwarium” i restauracja „Parkowa” (na jej miejscu stoi dziś kościół pw. św. Franciszka z Asyżu), w której pijał oranżadę z tzw. krachli.
Czas z dziecięcą bracią spędzał nie tylko na tym. - Pod Galalitem zbieraliśmy okrawki plastiku – wspomina.
Dobrze pamięta chałupy, z których wielu już dziś nie ma. Z szabaśnikami, makatkami i charakterystycznymi ślubnymi portretami. W niejednej z tych chałup zdarzało mu się nieraz być częstowany obiadem.

Pamiętam, że w jednej z chałup był piec, a na na nim zawsze, niezależnie od pory roku stał kompot z suszu, taki jaki pije się w Wigilię w niektórych domach. Tam piło się go przez cały rok, służył do gaszenia pragnienia

– opowiada.

Tutejsza kuchnia nie smakuje tylko "sietniokom"

Kulinaria to ważna część jego pracy, a przede wszystkim pasja. Z okolicznych restauracji wśród tych najbardziej zasłużonych, a wręcz legendarnych, wymienia Nowinę, Grzybka i najmłodsze z tej trójki Chłopskie Jadło.
W jego programach nie może oczywiście zabraknąć gotowania przez niego samego. I nie zabrakło. Raz na własnym piecu przyrządził m.in. sapkę i haluszki, innym razem kuchnia stanęła na szczycie Chełmu, na terenie wtedy jeszcze zamkniętej stacji narciarskiej. Przyrządził na niej kwaśnicę na wędzonych żeberkach. Jak sam stwierdził, trzeba być prawdziwym „sietniokiem” żeby czegoś takiego nie lubić. Sietniok to słowo gwarowe (z gwary myślenickiej, ale i szerzej, góralskiej), które zapamiętał z okresu dzieciństwa.

Nie mówiło się że ktoś jest głupi, ale że jest sietniok – wspomina.

Tu też mieszkają górale. I są jak skarb

Kwaśnicę i resztę kuchni góralskiej i całą góralszczyznę z jej strojami i gwarą uważa za prawdziwy skarb tego regionu. Skarb nie przez wszystkich odkryty.

Ludziom wydaje się, że górale zamieszkają wyłącznie Podhale, tymczasem można ich spotkać w wielu miejscach, także tu, w Pcimiu i Tokarni. Kliszczacy to, jak wszyscy górale, potomkowie Wołochów, czyli Protorumunów. Co prawda najemnie chętnie spośród górali zajmowali się gospodarką paserską, dlatego nie wypasa się tu dziś owiec, jak np. w Gorcach, ale to dlatego, że od wieków przejmowali coraz więcej zwyczajów od Lachów, swoich sąsiadów. Zostały jednak i przetrwały gwara, strój, część zwyczajów kulinarnych...

– mówi i z satysfakcją zauważa, że po wielu latach tradycje i zwyczaje kliszczackie znów są kultywowane, stają się na nowo powodem do dumy.
Kulturze górali kliszczackich poświecił odcinek, którego premiera odbędzie się w piątek (26 lutego). Za to już dziś (19 lutego) będzie można obejrzeć odcinek, w którym odwiedził winnice w Myślenicach i okolicy. Jak mówi, stają się one wyróżnikiem gminy i to w skali kraju.

Ludzie nie chcą jeździć po Polsce, bo wszędzie wygląda ona tak samo, ale właśnie dlatego, że wszędzie wygląda inaczej. Jak Włochy i Francja, które również mają swoje regiony różniące się nie tylko pejzażem, ale posiadające swoje tradycje, kuchnię, historię. Te piękne różnice trzeba pielęgnować. Jeśli ludzie się tym zainteresują, będę szczęśliwy

– mówi Robert Makłowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Myślenice. Robert Makłowicz, koneser Beskidu Wyspowego, kliszczackich tradycji, sapki i haluszek - Dziennik Polski

Wróć na kielce.naszemiasto.pl Nasze Miasto