Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolejny alarm ze schroniska w Dyminach. Wyadoptowany kot zmarł na robaczycę

Redakcja
Czytelniczka alarmuje! Kot, którego adoptowała zmarł, gdyż w schronisku nie miał opieki weterynaryjnej.

Rok 2013 w Schronisku był rokiem cierpienia zwierząt. Brak odpowiedniej opieki weterynaryjnej, nieprawidłowe żywienie, brak współpracy z wolontariuszami, dezinformacja no i wreszcie kilka zgonów z niewyjaśnionych przyczyn. To tylko kilka problemów, z którymi borykało się Schronisko w ubiegłym roku.
Rok 2014 miał przynieść pozytywne zmiany. Jeszcze w listopadzie ogłoszono konkurs na prowadzenie Schroniska w Dyminach w nadchodzącym roku. Mimo, iż do konkursu oprócz aktualnego gospodarza schroniska, którym jest Arka Nadziei , zgłosiły się także dwie organizacje, które mają wieloletnie udokumentowane doświadczenie w działaniach na rzecz bezdomnych zwierząt w regionie, konkurs wygrała Arka Nadziei. I będzie prowadzić schronisko także w tym roku, pomimo wielu sygnałów o nieprawidłowościach w opiece nad zwierzętami przebywającymi w schronisku , które to nieprawidłowości przez cały rok 2013 były zgłaszane do władz miasta. Jak widać, urzędników nie interesuje los zwierząt. Arka Nadziei wygrała z oczywistych przyczyn – pan Wojciech Moskwa zaoferował 121 tys. zł wkładu własnego.
Zastrzeżeń co do pracy schroniska w ubiegłym roku było mnóstwo. Zazwyczaj dotyczyły one kolejnego zaniedbania w leczeniu konkretnego zwierzęcia , co doprowadziło do jego śmierci. Pierwsze - w tym roku - hiobowe wieści wpłynęły od naszej czytelniczki Beaty Rak. Adoptowała ona ze Schroniska małego kota w ciężkim stanie. Kotek był wychudzony, nie miał dostępu do odpowiedniej dla jego stanu karmy, był bardzo odwodniony. Na brzuchu miał przepuklinę wielkości jego głowy, bardzo cierpiał - mówi Pani Beata. Zwierzę zostało przez panią Beatę zaadoptowane, kobieta niezwłocznie zawiozła kota do zaprzyjaźnionego gabinetu weterynaryjnego, gdzie kot został zoperowany i dalej leczony. Niestety po tygodniu walki o poprawę stanu zdrowia, który był bardzo ciężki z powodu ogromnej ilości pasożytów wewnętrznych w ciele tak małego kotka zwierzę odeszło. Gdyby kot otrzymał natychmiastową pomoc, na pewno by przeżył - mówi lekarz weterynarii, który kontynuował leczenie kota. Kot miał bardzo dużo robaków, przez co nie mógł funkcjonować, dosłownie zjadały go od środka. W książeczce zdrowia zwierzęcia nie ma wpisu o podaniu preparatu odrobaczającego chociaż pracownicy Schroniska zapewniają, że kot dostał pastę odrobaczającą, która jak twierdzi lekarz weterynarii tylko pogorszyła stan kota, zamiast mu pomóc. Najprawdopodobniej zabiła tylko niewielką ilość pasożytów, ale bardzo podrażniła jelita.
Sprawa została skierowana do Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kolejny alarm ze schroniska w Dyminach. Wyadoptowany kot zmarł na robaczycę - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na kielce.naszemiasto.pl Nasze Miasto