Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ewa Minge bez tajemnic. Co zdradziła o sobie jedna z czołowych polskich projektantek?

Dorota Klusek
Dawid Łukasik
Odniosła ogromny sukces, choć jej droga na światowe wybiegi nie była usłana różami. Ewa Minge podbiła największe stolice mody, ale zachwyca się prowincją. Co jeszcze o sobie zdradziła?

Dotychczas ubrania spod znaku Eva Minge były dostępne tylko dla osób z dużym portfelem, ubiera pani najbogatsze kobiety świata. Skąd wziął się pomysł, by stworzyć markę Feme-stage, dostępną dla "zwykłych" Polek?

Kocham polską prowincję i często po niej jeżdżę, wybierając się na kilkudniowy odpoczynek. Ten wielki świat aż tak mnie nie kręci, jak nasza kultura. Podczas tych moich wyjazdów spotykam wiele kobiet, które mówią: "pani Ewo, ja kocham pani markę, uwielbiam pani wielkie projekty, ale nas, Polek, nie stać na takie rzeczy". Wiadomo, że pierwsza linia musi być droższa, bo jest szyta w niewielkiej ilości i te rzeczy sprzedają się na najdroższych ulicach świata, w pięknych salonach, w odpowiednim anturażu. Ale te wszystkie światowe marki budują także marki sieciowe. Wystarczy spojrzeć chociażby na Armaniego, który stworzył Emporio Armani. My mamy Eva Minge, Eva Minge Milano i Femestage Eva Minge. Chciałam, żeby kobiety, które nas kochają, miały dostęp do mojego myślenia, mojej mody, moich projektów. Chciałam przede wszystkim pokazać moje inne, dość nieznane w Polsce oblicze. Jestem kojarzona z haute couture, z Paryżem, z Mediolanem, z wielkim wybiegiem, a tak naprawdę od 25 lat zajmuję się produkowaniem pret-a-porter i tylko jakiś procent tego stanowi moda na wielkie okazje, na wielkie wybiegi. Myślę, że nie ma nic piękniejszego niż szczęśliwa, zadowolona kobieta. Ja sama jestem kobietą i uważam, że my, kobiety, powinnyśmy się trzymać razem, że solidarność jajników powinna obowiązywać, i nikt nie potrafi zrobić takiej krzywdy kobiecie, jak druga kobieta. Jeśli uda mi się uszczęśliwić jakąś grupę kobiet i dać im coś, na miarę ich możliwości finansowych, które i tak nie są adekwatne do ich ciężkiej pracy, to będę się cieszyła. Do Femestage zapraszam też kobiety, które stać na moją pierwszą linię. Ubrania Evy Minge kupują dwa-trzy razy do roku, a w Femestage mogą się ubierać kilka razy w miesiącu, żeby sobie poprawić humor, bo ceny nie są duże. Za 50 parę złotych można mieć oryginalny t-shirt od projektanta.

Dlaczego Kielce znalazły się na mapie ze sklepami firmowymi Femestage?

Ponieważ moja marka ma 25 lat i kiedyś tu byliśmy. To było lata temu, kiedy sprzedawaliśmy kolekcje do tak zwanych multibrandów. Niestety klienci, którzy do mnie przyjeżdżali, wybierali rzeczy według własnego gustu, nad czym ja ubolewałam, bo w ten sposób kobiety w Kielcach nie miały podanej całej mojej filozofii mody, a tu moje kolekcje dobrze się sprzedawały, mieliśmy wierną rzeszę klientek. W momencie, kiedy zaczęłam pracować nad marką Eva Minge, jako światową marką, wycofaliśmy się z tych miast, w których byliśmy obecni. Był wielki szum naszych klientek. Mówiłam wtedy: dziewczyny, jak tu jeszcze wrócę, ale w trochę innej formie, nadającej się do dobrej sprzedaży.

Uważam, że średnie i mniejsze miejscowości w Polsce borykają się z problemem dobrych marek. Skutki tego sama odczuwam. Mieszkając w Zielonej Górze, czyli też niedużym mieście, nie mam czasu pojechać na zakupy do Poznania, Warszawy czy Berlina, a jak jestem w Mediolanie czy w Paryżu, to tak intensywnie i długo pracuję, że nie mam czasu iść na zakupy. W związku z tym, najwięcej pieniędzy wydaję na zakupach w Zielonej Górze, w centrum handlowym, ewentualnie w zaprzyjaźnionych, mniejszych sklepach. Coraz więcej osób zamożnych decyduje się na mieszkanie w swoich małych środowiskach. Zaczynamy doceniać to, co doceniają Włosi, czyli rodzinność, wielopokoleniowość. Nie ma już takiego pędu za chlebem do Warszawy, bo ten chleb w Warszawie już tak nie smakuje. Zaczynamy kultywować miejsce, z którego pochodzimy. Nie wstydzimy się, że tam chodzimy na zakupy. Kiedyś, żeby być dobrze ubranym, trzeba było wyjechać, na zasadzie, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Myślę, że kielczanki mogą być dziś dobrze ubrane w swoim mieście. Będę o to dbała, żeby w Femestage mogły dostać modę od tej weekendowej, przez pret-a-porter, biznesową, koktajlową, po wieczorową. Pełen zakres w bardzo dobrej jakości i bardzo dobrej cenie.

A miała pani okazję bliżej poznać nasz region, zwiedzić go?

Ogólnie dość dobrze znam Polskę. To zasługa moich rodziców, z którymi dużo podróżowałam po kraju. To oni powiedzieli mi, że zanim pojedziemy nad morze do Bułgarii, najpierw pokażą mi, jak wygląda Polska. Świętokrzyskie znam, mam nawet przyjaciół w Kielcach.

Jesteśmy w przededniu premiery pani książki. Skąd pomysł, by ją napisać?

Wiele razy słyszałam od swoich klientek: "musi pani napisać dla nas książkę". Kilka lat temu dostałam w tej sprawie pierwsze propozycje od wydawnictw, natomiast cały czas uważałam, że to jeszcze nie pora, że tym właściwym momentem będzie zamknięcie pewnego rozdziału w moim życiu. I ten rozdział został zamknięty: mój młodszy syn wyprowadził się z domu, dobił do starszego, zostałam "sama", czyli bez dzieci, otworzyliśmy markę sieciową, wracamy na wybiegi światowe - 5 lipca mamy pokaz w Paryżu. Pewien etap w moim życiu się dokonał. Odniosłam sukces jako matka, projektantka, kobieta biznesu, ale przeszłam drogę przez piekło. Napisałam tę książkę nie dla pieniędzy. Zależało mi, by zawrzeć w niej ważne rzeczy. Osoby, które już ją czytały, powiedziały mi: "po jednym rozdziale się śmiałam, po drugim płakałam, ale po przeczytaniu twojej książki mam tak strasznie dużo siły. Teraz rozumiem, że te wszystkie upadki czemuś służą". To nie jest książka o tym, że spotkałam księcia z bajki, dostałam wielki diament, otworzyła się przede mną złota brama.

Chociaż "Życie to bajka" - tak brzmi tytuł tej książki.

Tak, "Życie to bajka", bo na początku zawsze jest marzenie, a potem trzeba przejść siedem gór, siedem rzek, pokonać trole, smoki, czarownice. To, jak daleko zajdziemy, zależy od nas, od tego, czy uda nam się po drodze zgromadzić fajnych ludzi, którzy pomogą nam, gdy będziemy tego potrzebować. Ja mam takich przyjaciół. Jestem najbogatszą osobą na świecie, bo jestem osobą bogatą w przyjaźnie, to dla mnie największa wartość. Wyobraźmy sobie, że wpadamy do jakiegoś rowu i jesteśmy w nim sami, tego przyjaciela nie ma obok nas, ale on w pewnym momencie zorientuje się, że nas nie ma, pójdzie nas szukać i w końcu znajdzie w tym rowie i nas z niego wydostanie. No i czy życie nie jest bajką? Oczywiście nie każda bajka kończy się dobrze: i żyli długo i szczęśliwie. Ale "Dziewczynka z zapałkami"… Życie jest bajką.

Trudno pisze się o sobie?

To nie jest taka typowa autobiografia, że urodziłam się, potem szkoła... Nie ma tam chronologii. Jest to zapis przemyśleń, z których jestem zbudowana. To takie moje DNA emocjonalne. Podkreślam, że nie jestem literatką, nie napisałam tej książki, żeby to było dzieło literackie. Mam dużą i wierną rzeszę fanów, ludzi, którzy mnie lubią, wzorują się na mnie. Dostaję mnóstwo listów, maili z pytaniami: "pani Ewo, jak pani to zrobiła?" Jestem osobą, która dokonała wielu rzeczy niemożliwych jak na Polkę. Dlatego odpowiadam. Wiele osób zarzuca mi: napisała książkę, to zaczęła mówić o chorobie. Nie, ja o swojej chorobie mówię od lat. Jak się sięgnie do Internetu, to można się o tym przekonać. Teraz mówię o tym nieco głośniej, żeby ludzie zrozumieli, że można mieć tak, jak ja, cztery dni temu atak mojej choroby i wtedy człowiek czuje się fatalnie, jest spocony, rozdrażniony, nie chce mu się żyć, ale mimo to normalnie funkcjonować, bo ja już wiem, co mam zażyć, co zrobić, żeby nie wyglądać jak po wyjściu z ula, żeby mnie nie mdliło, żeby nie mieć efektu kaca, choć nie piję alkoholu, a uczucie to znam, bo raz, w wieku 15 lat napisałam się i miałam potężnego kaca. W moim przypadku nakładają się dwie choroby. Jedna to zespół Gilberta - niedorozwój wątroby i druga, leczona sterydami, które powodują bombardowanie tej wątroby. To jest kwadratura koła. Dla mnie jest to bardzo uciążliwe. Obie choroby mam odkryte od lat. Cały mój sukces zawodowy i jako matki odbywał się równorzędnie z nimi. Z drugiej strony odchodzenie moich przyjaciół, umieranie mojej mamy - rzeczy dla mnie najbardziej traumatyczne, działy się obok sukcesu zawodowego. Można, mimo tych wszystkich przeciwności, kopania, drogi pod prąd, osiągnąć sukces. Sukcesem dla mnie nie jest zdobycie Nagrody Pulitzera, czy odebranie Oskara w Hollywood, ale to, że mój syn mówi do mnie: "kocham cię". Jeśli odejdę, to zostaną po mnie miłe wspomnienia i to jest największy sukces.

Ewa Minge

Polska projektantka. Urodziła się 23 maja 1967 roku w Szczecinku. Jest mamą dwóch synów. Od ponad 20 lat prowadzi dom mody Eva Minge. W 2003 roku, jako pierwsza Polka, została zaproszona na pokaz na Schodach Hiszpańskich w Rzymie. Jest posiadaczką Oskara Mody, Złotego Medalu na międzynarodowych targach w Moskwie i w Kijowie oraz nagrody Złotego Wieszaka. Firma została trzykrotnie laureatem konkursu na luksusową markę roku. Kolekcje projektantki prezentowane były podczas pokazów i tygodni mody Rome Fashion Week Alta Roma, a także w Mediolanie, Kijowie, Paryżu, Montrealu, Moskwie, Barcelonie, Berlinie, Wiedniu czy Dubaju. W tym roku otworzyła nową, sieciową markę Femestage.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kielce.naszemiasto.pl Nasze Miasto