- To jest skandal, co się się w kieleckich autobusach. Codziennie jeżdżę do pracy linią 38 rano i wracam po południu- dodaje mieszkanka. - Ludzie wiszą jeden na drugim, siadają obok siebie, choć co drugie siedzenie powinno być wolne. Nie są przestrzegane żadne zasady wprowadzone w związku z koronawirusem, ale przede wszystkim wsiada za dużo osób do autobusu. Pasażerowie, którzy odważą się zwrócić uwagę innym podróżnym, aby się odsunęli, nie siadali obok, nie wisieli nad głową, nie prychali nikomu w twarz są obiektem agresji. Kto powinien pilnować, żeby za dużo osób nie wsiadało do autobusu?
-Przepisy jasno nie określają, kto odpowiada za liczbę pasażerów wpuszczanych do autobusu w czasach pandemii. Po ostatnich zmianach w pojedzie może być zajęta 30 procent miejsc zarówno siedzących jak i stojących- wyjaśnia Barbara Damian, dyrektorka Zarządu Transportu Miejskiego w Kielcach. - Z niektórych interpretacji wynika, że to kierowcy odpowiadają za liczbę pasażerów. Wygląda na to, że prowadzący autobus widząc, że jest przepełniony powinien zatrzymać go i wezwać policję, ale chyba nikomu nie zależy na takim rozwiązaniu. Pozostaje nam apelować do pracodawców, aby dostosowali godziny pracy do sytuacji, podzielili pracowników na grupy, które będą zaczynać i kończyć prace o różnych godzinach, w przedziale kilkunastu minut, czy pozwalali wyjść pracownikowi kilka minut wcześniej. Dzięki temu napełnienie autobusów się rozłoży. Wszyscy musimy być elastyczni w tym trudnym okresie, aby go przetrwać i utrzymać komunikację miejską , bo sytuacja jest dramatyczna. Jeśli rząd wraz z odmrażaniem gospodarki nie poluzuje limitów napełnienia autobusów, to możemy się spodziewać paraliżu komunikacyjnego i ludzie nie dojadą do pracy. Problem jest ogólnopolski, nie tylko w Kielcach.
Dodaje, że przepełnione są przede wszystkim linie podmiejskie.
- Wójtowie i burmistrzowie nie mają pieniędzy na dopłaty do komunikacji. Kursy są ograniczane w porozumieniu z nimi , są gminy, gdzie autobusy kursują co 2 godziny, więc może być w nich tłok. Praktyczne już na drugim przystanku pojazd może być wypełniony w 30 procentach i kierowca nie powinien brać kolejnych pasażerów. Gminy nie mają pieniędzy na dodatkowe kursy, choćby dlatego, że musieliśmy im podnieść dopłaty do każdego przejechanego kilometra o złotówkę, ponieważ od marca dramatycznie spadły wpływy ze sprzedaży biletów. A nie możemy dokładać z budżetu Kielc do utrzymania linii podmiejskich – tłumaczy. - Kursowanie autobusów zostało też ograniczone w samym mieście, ale w sposób mniej uciążliwy niż w gminach.
Od trzech miesięcy, gdy pojawiła się epidemia koronawirusa wpływy ze sprzedaży biletów autobusowych dramatycznie spadają. - W marcu były one mniejsze o milion złotych a w kwietniu o ponad 2,5 miliona złotych, maj też nie zapowiada się dobrze – dodaje. -To jest zapaść i ciężko będzie to nadrobić w tym roku. Szacujemy, że do końca roku straty z powodu mniejszych wpływów ze sprzedaży biletów wyniosą 7 milionów złotych, przy założeniu, że od września wrócą studenci i uczniowie do szkół. Jeśli po wakacjach utrzymają się ograniczenia w napełnieniu autobusów, a szkoły i uczelnie będą nadal zamknięte, to starty mogą być jeszcze większe.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?