Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

DJ Wika: - Cieszmy się z tego, że żyjemy i nie chowajmy się po kątach

Iwona Rojek
Aleksander Piekarski
Rozmowa z DJ-ką Wiką, najstarszą, 76-letnią polską didżejką, która prowadziła dyskoteki w Londynie i Berlinie, organizuje parady seniorów, walczy z obecnym kultem młodości o prawa starszych osób.

Mimo 76 lat nie poddaje się Pani upływowi czasu. Co Pani daje prowadzenie międzypokoleniowych potańcówek, bycie didżejką?
- Chcę dać przykład innym osobom w moim wieku, żeby nie zamykały się w domach, nie siedziały po całych dniach przed telewizorem, nie wyszukiwały sobie różnych chorób i wysiadywały w przychodniach. Chciałabym pokazywać, że można żyć w inny sposób, w każdym wieku robić to, na co się ma ochotę, tańczyć, kochać, przytulać się i nie czuć się gorszym od ludzi młodych. Starsi ludzie uważają np., że nie wypada im się całować, a to bzdura, bliskość z drugim człowiekiem przedłuża życie i sprawia radość.

Ale bardzo ciężko tak żyć, kiedy panuje kult młodości, wszędzie liczą się tylko ludzi młodzi, uroda i młodość są w cenie, starsi są spychani na margines ?
- I ja właśnie usiłuję to zmieniać. Uważam, że im jestem starsza, tym jestem ciekawsza. Nie pcham się do telewizji, a zostałam gwiazdą. Myślę, że Amerykanie, Szwedzi mają inną mentalność, a w Polsce senior nadal kojarzy ze staruszkiem siedzącym w kapciach przy piecu. Starość ciągle jest w Polsce czymś śmierdzącym, pokracznym i brzydkim. Na spotkaniach chcę rozbijać te stereotypy i pokazać starszych jako mądrych, doświadczonych, sympatycznych ludzi, którzy mogą wypełnić pustkę po autorytetach, których obecnie coraz mniej. Cieszmy się, że żyjemy i nie chowajmy się po kątach, pragniemy być zauważeni przez młodych, nie tylko jako ci, po których można odziedziczyć mieszkanie albo część emerytury.

Ale niejeden starszy człowiek powie, że jak ma się cieszyć, skoro wszystko mu wysiada i ma 1500 złotych emerytury?
- Blokady są w mózgu. Powiem pani, że niektórzy Polacy, jak na osoby żyjące w tak ekstremalnych warunkach finansowych, umieją się bawić i to całkiem nieźle. W naszym kraju jest tak, że jak przechodzi się na emeryturę, to przestaje się istnieć. Niektórzy uważają, że wtedy wypada się tylko zajmować wnukami albo chodzić na cmentarz i do kościoła. Myślenie o swoich przyjemnościach nie jest dobrze widziane.

Pani też tak poczuła się na emeryturze?
Oczywiście, koszmarnie. Przez 35 lat byłam bardzo aktywna i nagle w pierwszym dniu emerytury otworzyłam oczy i nie wiedziałam, co ze sobą robić. Nikt do mnie nie dzwonił, nikt mnie nie potrzebował. To było okropne. Wiedziałam, że nie chcę tak żyć. Bezczynne siedzenie w domu wiąże się tylko z wyszukiwaniem sobie chorób albo odwiedzaniem grobów na cmentarzu.

I co Pani zrobiła?
Poszukałam sobie zajęcia. Najpierw zatrudniono mnie w Klubie Seniora, gdzie założyłam zespół kabaretowy, wokalny, poetycki, a potem zobaczono, że dobrze sobie radzę i dano mi do dyspozycji 200-metrową salę. Zostałam kierownikiem klubu i pomyślałam sobie, że chciałabym w nim robić dyskoteki pokoleniowe. Od młodszych di-dżejów zaczęłam się uczyć obsługi aparatury, prowadzenia imprez, doboru muzyki i coraz lepiej mi szło. Muszę się pochwalić, że byłam już didżejką w Londynie, Berlinie, a Warszawie powstaje coraz więcej szkół, gdzie didżejowania uczą się sami seniorzy.

Starsze osoby, zwłaszcza jak są rozwodnikami albo wdowcami, czują się bardzo samotni?
To poczucie pustki wiąże się nie tylko z brakiem partnera, ale z brakiem pomysłu na siebie. Wiele osób nie myśli o tym, że dzeci i wnuki kiedyś dorosną i odejdą, i nie wiedzą, co mają ze sobą począć. Mało kto ma pasję, która go angażuje. Dobrze, że w Kielcach jest tyle Klubów Seniora, do których można pójść i ciekawie spędzić do południa czas, ale nie każdemu chce sią wyjść z domu. Przeżywają dramat. Zostaje im tylko wyglądanie przez okno i patrzenie na sąsiadów. Ja dopiero odkąd stałam się aktywna na emeryturze, czuję, że znów żyję. Udało mi się wyswatać na moich imprezach 23 małżeństwa. Mam z tego ogromną satysfakcję. W starszym wieku jedni dobrze się czują ze swoją samotnością, drudzy źle ją znoszą, są piekielnie samotni. Obserwowałam, że jak ludzie zaczęli chodzić na organizowane przeze mnie imprezy, to wielu zmieniło nastawienie do życia.

Ale nadal wszędzie przeważają kobiety, dlaczego?
Panowie są leniwi, zaniedbani, wolą pić na działce piwo, hodować brzuchy, zamiast się poruszać, czymś zainteresować. A z drugiej strony mają wysokie, niczym nieuzasadnione wymagania. Na potańcówki nie chodzą dlatego, że mają świadomość, iż spotkają tak kobiety w ich wieku, a oni woleliby młodsze. Często obserwuję takie sytuacje, facet robi obchód i wychodzi z sali z komentarzem, że nie ma tu nic ciekawego. Sam nie stresuje się swoim wyglądem i tym, że nie ma nic do zaoferowania. Często takim sytuacjom są winne same kobiety. Nie pójdą z mężem na tańce, bo nie lubią tańczyć, wolą pójść na różaniec. I facet wpada w ramiona innej kobiety, bo żona nie miała dla niego czasu.

Jak lubią bawić się starsi, a jak młodsi?
Młodzi się szybciej rozkręcają, są bardziej odważni, ale z drugiej strony tańczą wtedy, kiedy jest ciemno, tłoczno i nie widzą siebie nawzajem. Czują się wtedy bardziej na luzie, są takim zamkniętym pokoleniem. Często odgradzają się od świata urządzeniami elektronicznymi, ale to się musi zmienić. Starsi dołączają do nich, przełamują bariery, a potem często się ze sobą zaprzyjaźniają

Co Pani chce osiągnąć przez te wspólne imprezy?
Nie chodzi o sam taniec, tylko o to, żeby każda ze stron zobaczyła w drugiej człowieka. Jestem jedynaczką, długo mieszkałyśmy z mamą same. Mama nauczyła mnie zasad wolności, akceptacji odmienności i szacunku do drugich, mało zamożnych, niepełnosprawnych, a także miłości do zwierząt. Od 5 lat jestem wdową. Najczęściej jest tak, że tańczy trzydzieści par i snuje się wiele wolnych samotnych osób. Nie chcę, żeby ktokolwiek czuł się odrzucony, samotny, dlatego organizuję tańce w kręgu. Jak ludzie się do siebie zbliżą, zaczną ze sobą gadać, wtedy zobaczą, że mają podobne problemy, nikomu nie jest dużo lepiej, każdemu jest ciężko w jakiejś sferze życia.

Trudno rozkręcić imprezę, na której mają się bawić młodzi i starzy?
- Łatwo nie jest, ale czasami wychodzi. A to puszczę Boney M., a to Eminena. Wszyscy jesteśmy w jakimś sensie ofiarami nieszczęsnego kultu młodości. Brakuje tu pewnej równowagi. Uważam, że trzeba cieszyć się młodością, ale nie można zapominać również o starszych, młodzi powinni ich wciągać do swoich przedsięwzięć, spotkań, żeby nie czuli się odrzuceni, bo przecież starość każdego czeka. Jak młodzi się zestarzeją, to zostaną podobnie potraktowani.

Czym Pani się zajmowała zanim została didżejką?
Pracowałam w ośrodku dla trudnej młodzieży i usiłowałam wyprostować im życie. Bywałam na weselach i na pogrzebach tych, którymi się zajmowałam. Szanowałam moich podopiecznych, bo bez tego nie można nikogo wychować czy uczłowieczyć. Okazanie autentycznych uczuć i zainteresowania jest sprawą fundamentalną. Czasami mnie obrażano, ale ja nie mogłam się obrażać.

Tamto doświadczenie przydaje się przy przy didżejowaniu?
- Oczywiście! Przecież bycie DJ-em to też kontakt z różnymi ludźmi. Trzeba być trochę aktorem, trochę psychologiem. W fachu DJ-a można dostać pomidorem albo butelką po głowie. Trzeba umieć wyczuwać nastroje na sali.

Nie przejmuje się Pani opiniami innych, że już nie wypada tak się wygłupiać?
Doszłam do wniosku, że nie ma sensu przejmować się tym, co mówią inni, bo zawsze zdarzy się ktoś, kto nas skrytykuje. Jestem wielkim przeciwnikiem tego skostniałego myślenia o starości, że czegoś nie wypada, że trzeba się smucić i najlepiej kupić sobie miejsce na cmentarzu. Jestem po dwóch operacjach, mam wszczepioną endoprotezę, a jestem wesoła. Człowiek wesoły to człowiek szanujący świat i innych.

DJ Wika, Wirginia Szmyt
To najstarsza polska didżejka, skończyła 76 lat. Mieszka w Warszawie. Od od wielu lat rozkręca w całej Polsce dyskoteki międzypokoleniowe, organizuje parady seniorów, walczy z kultem młodości. Od pewnego czasu urządza wczasy nad morzem dla seniorów z całej Polski, na których edukuje ich, żeby nie dali się dyskryminować przez ludzi młodszych. Wcześniej pracowała jako pedagog w szkołach i ośrodkach wychowawczych dla trudnej młodzieży. Przed przejściem na emeryturę była dyrektorem Ośrodka Szkolno- Wychowawczego. Wdowa, ma dwóch synów. Zwierzała się, że w każdym miesiącu udaje jej się kupić dwie, trzy nowe płyty, interesuje ją każda muzyka. Zna sporo piosenkarzy i zespołów z województwa świętokrzyskiego, także ludowych.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kielce.naszemiasto.pl Nasze Miasto